Pożegnanie bez łez
Jugosławia żyła krótko i burzliwie
Prezydent Jugosławii Vojslav Kosztunica i prezydent Czarnogóry Milo Dżukanović
podpisali umowę o powołaniu państwa Serbia i Czarnogóra. Jugosławia, po ponad 70
latach istnienia, znika z mapy świata. Być może tym razem na zawsze.
„Między Serbami
a Chorwatami wojny nigdy nie było. Serbowie wyzwolili Chorwatów, a zaraz potem
wzięli ich w niewolę bez wojny. Wojna zaczęła się dopiero, gdy zawarto pokój”.
Tak w 1925 r. opisał powstanie Jugosławii sławny chorwacki pisarz i eseista
Miroslav Krleża. Niespełna siedemdziesiąt lat później wybuchnie krwawy konflikt
pomiędzy oboma narodami, oznaczający początek końca Jugosławii. Kraju przez
jednych uważanego za sztuczny twór, eksperyment, który nie miał szans na
powodzenie, przez drugich zaś za jedyne – i na wskroś nowoczesne – wyjście ze
skomplikowanej sytuacji politycznej w tej części Europy.
Jugosławia
powstała z chaosu. Kończył się wówczas stary porządek w Europie, a na jego
gruzach miały wkrótce powstać nowe (i odradzające się) państwa. Dla narodów
Półwyspu Bałkańskiego bardzo ważny był spadek znaczenia pobitej w wojnach
bałkańskich Turcji. Na jej słabości skorzystała przede wszystkim Serbia, która
ogłosiła się królestwem w ramach Imperium Osmańskiego i zaczęła odgrywać coraz
większą rolę w regionie. Wiadomo było, że ewentualny proces jednoczenia narodów
słowiańskich w ramach jednego państwa będzie przebiegał pod serbskie dyktando.
Poszerzanie życiowego terytorium Serbów (między innymi o Albanię) budziło
szczególny niepokój w Wiedniu. Dlatego też w 1908 r. Habsburgowie dokonali
ostatecznej aneksji Bośni i Hercegowiny, co z kolei wywołało oburzenie Serbów.
W 1914 r. z rąk serbskiego nacjonalisty Gavrilo Principa zginął w Sarajewie
następca cesarskiego tronu arcyksiążę Franciszek Ferdynand – zamach ten, jak
wiadomo, stał się pretekstem do rozpoczęcia I wojny światowej. Na pomoc Serbii
ruszyły prawosławna Rosja, Francja i Anglia, Austrię wsparły zaś Niemcy, Turcja
i Bułgaria. Podczas wojny rozwinęły działalność ugrupowania dążące do
ustanowienia jednego państwa południowych Słowian.
W 1915 r. powstał w Londynie
tzw. Komitet Jugosłowiański, w skład którego weszli zarówno Serbowie, jak i Chorwaci.
Rzecz w tym,
że żadna ze stron nie chciała zrezygnować z supremacji w ewentualnym
państwowym związku: Chorwaci niezłomnie trzymali się idei biskupa Josipa
Strossmayera, który kilkadziesiąt lat wcześniej głosił potrzebę zjednoczenia
Słowian pod katolickim krzyżem. Serbowie zaś, na czele z Nikolą Pasziciem, nie
wyobrażali sobie dominacji innej niż wielkoserbska. W końcu – jak skwituje to
Krleża – Chorwaci dali swoją myśl polityczną, Serbowie artylerię, Słoweńcy zmysł
gospodarczy i strony porozumiały się.
Dla Serbów jednak ideałem było państwo scentralizowane, a dla Chorwatów – luźna
federacja. Ta ustrojowa różnica będzie ciążyła nad Jugosławią jak fatum do
samego końca.
1 listopada 1918 r. serbski książę Aleksander Karadżordżević ogłosił powstanie
Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Konferencja pokojowa w Paryżu w maju
1919 r. uznała to państwo, obejmujące terytoria zbliżone do późniejszej
federacji Tity, choć bez Istrii. Dzisiejsza Macedonia należała wówczas do Serbii,
dopiero Tito kilkadziesiąt lat później powoła do życia tę republikę.
Królewska
dyktatura
Sielanka nie trwała długo – tarcia między Chorwatami i Serbami z każdym rokiem
były coraz ostrzejsze. Największym bodaj konfliktem lat 20. stała się walka o konstytucję.
Zdominowana przez Serbów Skupsztina (federalny parlament) przyjęła konstytucję
ograniczającą możliwość podejmowania lokalnych inicjatyw bez zgody Belgradu.
Chorwaci zaczęli montować szeroką opozycję przeciwko władzy centralnej, ich
sojusznikami stali się politycy z Bośni i Hercegowiny.
Obawiając się
anarchii, w 1929 r. król Aleksander rozwiązał parlament, zakazał działalności
partiom politycznym i wprowadził dyktaturę. Zmienił też nazwę państwa, powołując
do życia Jugosławię. Decyzja ta nie była tylko symboliczna: Jugosławia nie miała
być luźną unią, ale jednym, centralnie zarządzanym krajem. Król zresztą uważał
rządy silnej ręki za najlepsze lekarstwo na rozmaite bolączki życia politycznego
i społecznego – w latach 30. zaczął szukać sojuszy z państwami faszystowskimi,
najpierw z Włochami Mussoliniego, a potem z Niemcami. Decyzje króla wywoływały
w wielu kręgach oburzenie – w 1934 r. został on zastrzelony w Marsylii na
zlecenie spiskowców chorwackich i macedońskich. Rządy przejął regent, książę
Paweł, sprawujący władzę w imieniu małoletniego następcy tronu Piotra II. Paweł
zdawał sobie sprawę z tego, że spirala wzajemnej niechęci Chorwatów i Serbów
może doprowadzić do nieobliczalnych konsekwencji i robił wszystko, aby pogodzić
zwaśnione nacje. Było już jednak za późno.
Gdy wybuchła II wojna światowa, konflikt wszedł w krwawą fazę – odwetu
chorwackich faszystów na Serbach. Wierząc, że Hitler pozwoli Chorwacji uzyskać
niepodległość, nacjonaliści pod wodzą Ante Pavelicia powołali marionetkowe (w ramach
III Rzeszy) Niezależne Państwo Chorwatów (NDH). Faszystowska władza, choć
wywodząca się z politycznej mniejszości, przejęła w 1941 r. pełną kontrolę nad
Chorwacją oraz Bośnią i Hercegowiną, siejąc grozę wśród wszelkich oponentów i nie-Chorwatów.
Do legendy przeszedł reportaż Curzio Malaparte z wizyty u Pavelicia, na którego
biurku stała misa wypełniona ludzkimi oczami. Opis ten okazał się fantazją
reportera, ale ustasze z NDH faktycznie prowadzili politykę terroru; w miejscowości
Jasenovec stworzyli okryty ponurą sławą obóz koncentracyjny, w którym mordowano
Serbów, Muzułmanów i Cyganów, a także chorwackich komunistów. Władzy ustaszy
udało się pozyskać sympatię hierarchów kościoła, na czele z kardynałem Alojzem
Stepinacem. Za tę lojalność Stepinac kilka lat później zapłacił długoletnim
więzieniem.
Wkracza Tito
Serbia tymczasem znalazła się pod hitlerowską okupacją; część kraju – Wojwodina
–została przekazana Węgrom, Bułgaria zaanektowała zaś południową Serbię, wraz z historyczną
Macedonią. Włosi z kolei dokonali zaboru Dalmacji, a Kosowo przekazali
marionetkowemu państwu albańskiemu. Jugosławia po raz pierwszy przestała istnieć.
Król wraz z rządem znalazł się na emigracji, ale na Bałkanach pozostało wielu
zwolenników monarchii. W Serbii stworzyli oni, pod dowództwem Draży Mihajlovicia,
pokaźny ruch partyzancki, który wraz z oddziałami komunistów, kierowanych przez
Josipa Broz-Titę, wziął udział w wyzwalaniu Jugosławii.
W początkowej fazie walk to Mihajlović został uznany przez władze na uchodźstwie
i Wielką Brytanię za głównego dowódcę ruchu oporu. Ale prawdziwą siłę stanowili
partyzanci Tity, którym – także przy pomocy Armii Czerwonej – udało się odzyskać
utracone tereny, a nawet wejść do włoskiego dziś Triestu. Wprawdzie działaniami
partyzantów kierowała Antyfaszystowska Rada Narodowego Wyzwolenia Jugosławii (AVNOJ),
złożona także z przedstawicieli ugrupowań niekomunistycznych, ale to Tito
stworzył w 1945 r. pierwszy rząd odradzającego się kraju. 29 listopada 1945 r.
Skupsztina powołała do życia Federacyjną Ludową Republikę Jugosławii. Rozpoczął
się czas krwawego terroru. Dzięki pomocy Brytyjczyków siłom bezpieczeństwa Tity
udało się zawrócić z Austrii zbiegów, reprezentujących NDH oraz rojalistów
Mihajlovicia, i dokonać wielu masowych egzekucji. Sam Mihajlović także został
stracony. Na niepokornych, którym oszczędzono wyroków śmierci, czekały obozy
koncentracyjne, wśród których najcięższy był łagier na adriatyckiej wyspie Goli
Otok. Stalin wystawiał swych przeciwników na próbę syberyjskiego mrozu. Tito
dręczył ich zaś słońcem i upałem, od którego nie było ucieczki. Niewielu to
przeżyło.
Tito był z pochodzenia Chorwatem (miał matkę Słowenkę), ale w swej polityce nie
kierował się sympatiami chorwackimi, a jugosłowiańskimi, co zresztą przysparzało
mu wielu zwolenników, głównie wśród Serbów. Nowa titowska federacja składała się
początkowo z pięciu republik: Słowenii, Chorwacji, Serbii, Czarnogóry, Bośni i Hercegowiny.
W latach 50. Tito zadecydował o wykrojeniu z południowej Serbii Republiki
Macedonii, co miało wówczas ważne znaczenie polityczne: umniejszało rolę Serbii
w państwie, a także było prowokacją wobec Bułgarii i Grecji, roszczących sobie
pretensje do historycznej Macedonii. Bułgaria i tak czuła się poszkodowana wobec
Jugosławii, bowiem – dzięki poparciu Moskwy – Tito po wojnie uszczuplił
terytoria swego wschodniego sąsiada. Ale Tito nie bał się Bułgarów: stała za nim
potęga Związku Radzieckiego. Poza tym Sofia – oficjalnie – była stolicą
zaprzyjaźnioną.
Jednak na przełomie
lat 1945–1948 stosunki pomiędzy Belgradem a Moskwą zaczęły się psuć – strony
wzajemnie oskarżały się o odstępstwa od ideologicznej czystości i w końcu,
w 1948 r., doszło do rozłamu. Titowska Jugosławia zdecydowała się na zerwanie ze
Związkiem Radzieckim i jej sojusznikami i zaczęła pracować nad własnym modelem
socjalizmu. Przez dłuższy czas Jugosławia była izolowana na arenie
międzynarodowej – Wschód już jej nie kochał, Zachód wciąż patrzył na nią
nieufnie.
Jednym z głównych ideologów Belgradu w konflikcie z ZSRR był bliski
współpracownik Tity Milovan Dżilas. Wydawało się, że polityk ten sięgnie po
najwyższe zaszczyty w państwie, łącznie ze stanowiskiem prezydenta. Jednak Ticie
nie podobała się rosnąca pozycja Dżilasa (którego określał mianem
jugosłowiańskiego Trockiego) i doprowadził do procesu, w którym stary towarzysz
został skazany na więzienie. Za kraty zresztą wracał dwukrotnie. Dżilas, już na
emigracji w USA, ogłosił kilka prac będących dogłębną analizą jugosłowiańskiego
systemu politycznego i dyktatury Tity. A pierwszym prezydentem socjalistycznej
Jugosławii został w 1954 r. oczywiście Tito.
Miraż socjalizmu rynkowego
Marszałek był świadom, że sprawując dyktatorskie rządy musi pozyskiwać sympatię
rodaków, dostarczając im chleba i igrzysk. Odciągając ich od religii, musi im
zapewnić jakiś laicki kult. Tę kultową rolę mógł odegrać dobrobyt, a przynajmniej
jego miraż. Dlatego też, po uregulowaniu rozmaitych spraw spornych z Zachodem (m.in.
oddaniu Włochom Triestu), na wielką skalę zadłużał się w zachodnich bankach. I choć
uzależnienie to doprowadziło Jugosławię w latach 80. na skraj bankructwa,
rynkowy socjalizm Tity stał się na długie lata sukcesem propagandowym.
Odwiedzający Jugosławię mieszkańcy krajów bloku wschodniego mieli wrażenie, że
znaleźli się na Zachodzie. Także Zachód doceniał owe kosmetyczne pozytywne
przemiany. Niestety, zarządzanie państwową gospodarką pozostawiało wiele do
życzenia: w latach 60. Jugosławię pogrążyła niebotyczna inflacja i takiż deficyt
w handlu zagranicznym. Dobrze zaopatrzone sklepy i eleganckie hotele nad morzem
dla tysięcy Jugosłowian pozostawały niedostępne. Dlatego wielu z nich udało się
„za chlebem” na Zachód – w latach 70. i 80. jugosłowiańscy gastarbeiterzy stali
się nieodłącznym elementem niemieckich czy austriackich miast.
Titowska liberalizacja dotyczyła także sfery kulturalnej. W Jugosławii
publikowano książki, które w krajach bloku wschodniego znajdowały się na
indeksie – od Sołżenicyna po Orwella. Tito nie bał się, że kultura może wywołać
polityczny ferment: pozycja intelektualistów nie była w społeczeństwie zbyt
mocna. Mimo to już w latach 60., właśnie dzięki liberalizacji życia politycznego,
pojawiły się widoczne oznaki niezadowolenia społecznego, jak zawsze w Jugosławii
głównie na tle narodowościowym. Najpierw Albańczycy zaczęli się domagać statusu
republiki dla Kosowa. W 1974 r., na mocy nowej konstytucji, Kosowo uzyskało
status okręgu autonomicznego równego republikom. Protesty zaczęły się także w Chorwacji
– jej mieszkańcy domagali się większej niezależności od Belgradu, a intelektualiści
udowadniali, że związek Serbów i Chorwatów jest czymś nienaturalnym, niezgodnym
z logiką dziejów. W 1971 r. na ulicach Zagrzebia pojawili się studenci, dając
początek masowym demonstracjom określanym jako Chorwacka Wiosna.
W maju 1980 r. zmarł Tito. Dekada, która nastąpiła potem, przyniosła dalszą
aktywizację sił nacjonalistycznych w poszczególnych republikach, pogłębianie się
kryzysu gospodarczego i w efekcie stopniowy upadek Jugosławii. Nie dokonano już
wyboru nowego prezydenta; władzę miało sprawować prezydium złożone z przedstawicieli
wszystkich republik.
Chaos, krew i rozpad
W drugiej połowie lat 80. napięcie w Kosowie sięgnęło niemal zenitu.
Jednocześnie w Serbii doszli do głosu radykałowie, którzy uważali, że problem
Kosowa należy rozwiązać nie za pomocą dialogu, ale konfrontacji. Wielką karierę
zrobiło hasło: „Wszyscy Serbowie w jednym kraju!”. Na czele tego ruchu stanął
Slobodan Miloszević, który podczas spotkania z serbską ludnością Kosowa
w 1987 r. powiedział: „Nikt was nie będzie tu bił”. Już wtedy stało się jasne,
że ów rozpoczynający karierę polityczną prawnik odegra znaczącą rolę w dalszych
losach Jugosławii.
Miloszević, co mu się czasem przypisuje, nie miał zamiaru bronić Jugosławii, a jedynie
walczyć o zachowanie w serbskich rękach tych terytoriów, które uważał za część
Wielkiej Serbii. A więc chorwacką Krajinę, Baranję i Sławonię, część Bośni,
Kosowo. Pierwszym krokiem w stronę realizacji tego planu było pozbawienie Kosowa
autonomii i uczynienie z niego zwykłej serbskiej prowincji.
Tymczasem do wyjścia z Jugosławii szykowały się Słowenia i Chorwacja – w 1991 r.
obie republiki, po ogólnonarodowych referendach, postanowiły opuścić państwo. I choć
federacja, formalnie, nadal istniała, ten rok uważa się za ostatni w istnieniu
titowskiej Jugosławii. W obronie integralności federacji wystąpiła armia –
najpierw przeprowadziła 10-dniową operację przeciwko Słowenii, a następnie
rozpoczęła krwawą wojnę z Chorwacją. Rok później w podobny sposób wyszła z Jugosławii
Bośnia i Hercegowina – tam również Serbowie mieli zbyt wiele do stracenia, aby
nie podjąć próby przejęcia niektórych terytoriów. Po wyniszczającej wojnie i kończącej
ją umowie z Dayton Serbowie stworzyli Republikę Serbską w BiH – twór ściśle
związany z Belgradem. Najbardziej pokojowa była secesja Macedonii w 1991 r. –
obecność wojsk amerykańskich nad Wardarem sprawiła, że Serbowie nie odważyli się
na podjęcie działań zbrojnych.
W ramach tzw. Nowej Jugosławii obok Serbii pozostała wierna Czarnogóra – układ
o powołaniu federacji podpisano 27 kwietnia 1992 r. Jednak stosunki pomiędzy
Podgoricą a Belgradem szybko zaczęły się psuć. Dotychczasowi sojusznicy:
prezydent Jugosławii, a wcześniej Serbii, Miloszević i prezydent Czarnogóry Milo
Dżukanović, stali się zaciekłymi wrogami. Slobo próbował za wszelką cenę
podporządkować sobie – i politycznie, i gospodarczo – niepokorną republikę,
natomiast Dżukanović uznał, że funkcjonowanie Czarnogóry w ramach Jugosławii nie
ma żadnej przyszłości. Dopóki u sterów władzy pozostawał Miloszević, wydawało
się, że konflikt zbrojny pomiędzy republikami jest nieunikniony – Serbowie
straszyli użyciem armii, a Czarnogórcy zbroili się. Dopiero zmiany na
politycznej scenie w Belgradzie doprowadziły do spadku napięcia i w efekcie do
nawiązania rozmów na temat wspólnej przyszłości obu republik.
Układ likwidujący Jugosławię i powołujący do życia państwo Serbia i Czarnogóra
z pewnością jest korzystny dla Podgoricy, daje jej bowiem więcej swobody w dziedzinie
gospodarczej. Ale w gruncie rzeczy ma wymiar symboliczny – terytorialnie nic się
nie zmienia, przestaje tylko istnieć Jugosławia. Państwo, które powstało w chaosie
i wśród chaosu, zniknęło z mapy.
ARTUR GÓRSKI