Barbara Szmatloch (26-04-02 13:02)
81 lat temu, przed plebiscytem, na Górnym Śląsku toczyła się wojna. Bronią
były zdjęcia, ulotki, plakaty. Stawką była przynależność Górnego
Śląska.
Siły po obu stronach były wyrównane. Broń też podobna, bo i Polacy i
Niemcy mieli do dyspozycji tzw. druki ulotne, czyli plakaty, pocztówki,
satyryczne rysunki, nalepki, a nawet komiksy. Główny ośrodek polskiej propagandy
mieścił się w Bytomiu przy Komisariacie Plebiscytowym. Nad plakatami pracowali
m.in.: Stanisław Ligoń, Maja Berezowska-Grus, Kazimierz Grus, Antoni Romanowicz,
Jan Szwejcer. Swoje prace nadsyłali też Jerzy Gelbard i Julian Fałat. Nie
chodziło o walory artystyczne, ale o skuteczność. Tworzone naprędce, miały
przekonać niezdecydowanych, że tylko polski (lub niemiecki) Śląsk stworzy im
dobrobyt, da wolność i szczęście. Przedstawiały też nikczemność przeciwnika.
Wywieszane na hotelu Lomnitz w Bytomiu wzbudzały wielkie zainteresowanie. Często
musiała interweniować policja, bo tłumy gapiów tamowały ruch. W papierową wojnę
zaangażowani byli wszyscy. Często w nocy, przy tym samym murze, spotykali się
polscy i niemieccy plakaciarze. Szczęście miał ten, którego konkurencja tylko
oblała klejem lub farbą. Majstersztykiem było zaś oblepienie plakatami i
ulotkami domu politycznego przeciwnika.
Zrodlo:
Gazeta.pl : Katowice