Zabużanie coraz bliżsi ekwiwalentu


Marek Wielgo (11-07-02 20:48)

Wygląda na to, że prawnicy przyparli władze III RP do muru w sprawie zabużańskich roszczeń. I jest już tylko kwestią czasu, kiedy ci ludzie dostaną ekwiwalent za mienie pozostawione na Wschodzie

W obronę zabużan i ich spadkobierców jest już zaangażowanych co najmniej kilka kancelarii adwokackich, a także sam rzecznik praw obywatelskich. Właśnie jego wystąpienie do Trybunału Konstytucyjnego może mieć przełomowe znaczenie.

Miliardy w rękach sądów

W czwartek w gdańskim sądzie okręgowym miał się zakończyć pierwszy z serii procesów sądowych o odszkodowania z budżetu państwa za mienie pozostawione na terenach b. ZSRR. Dwoje zabużan domaga się blisko pół miliona złotych! Ale tego typu roszczeń jest jeszcze co najmniej 90 tys. Najpewniej za wieloma z nich stoi kilku albo nawet kilkunastu spadkobierców. B. wiceminister skarbu odpowiedzialny w rządzie Buzka za reprywatyzację Krzysztof Łaszkiewicz ocenia wartość zabużańskich roszczeń na ponad 10 mld zł. - To są szacunki robione za czasów rządu Waldemara Pawlaka - zastrzega Łaszkiewicz.

Ludziom tym należy się ekwiwalent w postaci nieruchomości państwowych (płacą wówczas papierami zaświadczającymi, że na Wschodzie pozostawili majątek). A ponieważ ich wyegzekwowanie w procedurach przetargowych jest praktycznie niemożliwe, niektórzy domagają się w sądach odszkodowań w gotówce. Jeszcze nikomu nie udało się uzyskać takiego odszkodowania. Gdańskie rozstrzygnięcie miało być pierwszym w tego typu sprawach (np. w Warszawie i Krakowie jest ich po kilkanaście). Sąd postanowił jednak przełożyć werdykt do 1 sierpnia.

Powód? Sędziowie chcą się zapoznać z wnioskiem rzecznika praw obywatelskich do Trybunału Konstytucyjnego. Reprezentujący zabużan w tym procesie mecenas Roman Nowosielski zaciera ręce. Twierdzi, że jego argumenty pokrywają się z argumentami rzecznika. A ten w wystąpieniu do Trybunału nie pozostawia na władzach III RP suchej nitki. "Mamy do czynienia z prawnym zjawiskiem polegającym na faktycznym pozbawieniu zabużan szansy czy nadziei na nabycie prawa własności określonych nieruchomości" - stwierdził rzecznik.


Fikcyjne prawo

Za niekonstytucyjne uznał on przepisy trzech ustaw (m.in. ustawy o gospodarce nieruchomościami), które uniemożliwiają zabużanom sięganie po nieruchomości będące w gestii Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz Agencji Mienia Wojskowego. To praktycznie jedyne nieruchomości, które są dziś własnością skarbu państwa. Rzecznik przypomina, że zabużanom i ich spadkobiercom należy się ekwiwalent na mocy umów Polski z Ukrainą, Białorusią i Litwą z 1944 r. Państwo polskie zobowiązało się w nich do zapłaty ekwiwalentu za mienie pozostawione przez obywateli polskich zamieszkujących tzw. kresy. Stosowne ustawy umożliwiające zabużanom uzyskanie ekwiwalentu w postaci np. działek budowlanych i domów istniały nieprzerwanie od 1946 r. Np. w 1985 r. Sejm przyjął ustawę, na podstawie której zabużanie, którzy do końca 1992 r. złożyli w urzędzie gminnym odpowiedni wniosek, mogli kupić nieruchomość państwową, także rolną. Jednak w latach 90. na podstawie ustawy komunalizacyjnej większość państwowego mienia przypadła gminom, a te ani myślą zaspokajać roszczeń zabużan. Inna ustawa z 1994 r. pozbawiła zabużan możliwości ubiegania się o nieruchomości będące w gestii Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Od 1998 r. obowiązuje zaś ustawa o gospodarce nieruchomościami, która zaspokajanie roszczeń scedowała na starostów. Jednak ci niewiele mogą zrobić w tej sprawie, bo nie mają nieruchomości.

Przypomnijmy, że problem roszczeń zabużańskich miała rozwiązać uchwalona w ubiegłym roku przez Sejm ustawa reprywatyzacyjna. Zawetował ją jednak prezydent. Rząd Buzka znowelizował więc jedno ze swoich rozporządzeń, by umożliwić zabużanom sięganie po nieruchomości będące w dyspozycji nie tylko starostów, ale także i "innych gestorów" mienia państwowego, np. Agencji Mienia Wojskowego (AMW). Tymczasem w grudniu Sejm na wniosek rządu Leszka Millera w trybie pilnym wyłączył mienie, którym gospodaruje AMW. Oburzony tym rzecznik praw obywatelskich zwrócił uwagę premierowi, że zabużanie nie mają w praktyce możliwości uzyskania ekwiwalentu, i zasugerował konieczność dokonania zmian w ustawach. Premier zignorował wystąpienie rzecznika.