Podczas kilku pierwszych powojennych lat nowej władzy nie
udało się wylansować bohatera, który mógłby dorównać tym z przeszłości
sanacyjnej i wojennej. Świerczewski ze swoim barwnym życiorysem nadawał się do
tego doskonale. Przede wszystkim był wojskowym, co wobec kultu munduru w Polsce
stawiało go w uprzywilejowanej pozycji np. wobec Marchlewskiego czy Findera.
Pasował do polskiego szablonu walki na obcej ziemi – jak Kościuszko i Pułaski w Ameryce
czy gen. Bem na Węgrzech.
I chociaż nie był najlepszym strategiem – zdobywając na czele 2 Armii WP
w 1945 r. Drezno, stracił jedną piątą ludzi – to nie można mu odmówić odwagi
osobistej. Nie stronił też od alkoholu czy kobiet, co tylko dodawało mu
ludzkiego poloru. Nie bez powodu pisano o nim, że „nie był wcale rewolucjonistą
wyciętym z podręczników, kpił sobie z pruderyjnej dydaktyki dla dobrze
wychowanych dzieci, kochał życie i nie ukrywał tej miłości!”. Wchodził co prawda
do najwyższych władz partyjnych, zawsze jednak pozostawał w cieniu, nie był więc
powszechnie kojarzony ze znienawidzoną partią. I co najważniejsze – zginął w czasie
i okolicznościach, które do budowania legendy doskonale się nadawały.
Temat do wykorzystania
Biuro Polityczne KC PPR podjęło 29 marca 1947 r. cały pakiet decyzji związanych
z generałem. Omówiono sprawę pogrzebu, odznaczono go Orderem Virtuti Militari I Klasy,
zdecydowano o nazwaniu jego nazwiskiem ulicy, przy której się urodził (Kacza) i fabryki,
gdzie niegdyś pracował (Gerlach). Jednocześnie rząd podjął uchwałę o wzniesieniu
jego pomników nad Nysą Łużycką na cmentarzu 2 Armii oraz w miejscu śmierci.
Rozpoczęto też błyskawicznie kampanię propagandową w prasie i radiu, informując,
że śmierć „odsłoniła (...) przed całym narodem polskim w pełni blaski wielkiej
cnoty serca i charakteru Karola Świerczewskiego i jego wielkie zasługi złożone
na ołtarzu wolności Rzeczypospolitej i ku chwale imienia polskiego”. W całej
Polsce fabryki, jednostki wojskowe, szkoły, uczelnie organizowały akademie
żałobne, wysyłając następnie do Warszawy depesze kondolencyjne.
Pogrzebowi, 1 kwietnia 1947 r., nadano rangę państwową. W kondukcie wzięły
udział najwyższe władze partyjne, rząd, przedstawiciele Sejmu, korpus
dyplomatyczny, delegacje wojska, dąbrowszczaków. Warto jednocześnie zauważyć, że
bezpośrednio przed lawetą z trumną szła grupa księży. Eugeniusz Szyr,
podkomendny Waltera z Hiszpanii, mówił nad grobem: „Przejdziesz do historii po
Tadeuszu Kościuszce, po generale Jarosławie Dąbrowskim”. Rzeczywiście zrobiono
wszystko, by tak się stało.
Był bezsprzecznie jednym z najtrwalszych – jeśli nie najtrwalszym – mitem PRL.
Ale nie był to bynajmniej mit o niezmiennej formie i charakterze. I tak po
pierwszym, „rozwojowym”, okresie jego funkcjonowania na przełomie lat
czterdziestych i pięćdziesiątych, po 1956 r. wraz z powrotem do innych tradycji,
m.in. AK-owskiej, nastąpiło wyciszenie. Gen. Walter powrócił do łask na początku
lat sześćdziesiątych, pozostając na jednym z czołowych miejsc polskiego panteonu
do końca ery Gomułki. W latach siedemdziesiątych dla nastawionej modernizacyjnie
ekipy Edwarda Gierka okazał się już bohaterem zbyt anachronicznym. Renesans
postaci Świerczewskiego można zauważyć na początku lat osiemdziesiątych, wraz z dojściem
do władzy gen. Jaruzelskiego. Ten etap trwał już do końca PRL. Należy jednak
zauważyć, że w „jałowych” latach siedemdziesiątych wizerunek Świerczewskiego
znalazł się na banknocie pięćdziesięciozłotowym.
Dwa tygodnie po pogrzebie, 13 kwietnia 1947 r., stwierdzono na plenum KC PPR: „Należy
postawić generała Świerczewskiego jako wzór bojownika o wolność narodu. To
byłoby też słuszną lekcją historii, którą młodzież powinna znać. Propaganda KC
powinna zwrócić uwagę, by do tych rzeczy nawiązywać w zorganizowany, przemyślany
sposób”. Na realizację zaleceń nie trzeba było długo czekać. Już na przełomie
1947 i 1948 r. w opracowanych przez Wydział Oświaty i Kultury KC PPR „Tematach
do wykorzystania w twórczości artystycznej” Świerczewski znalazł swoje miejsce
obok innych bohaterów nowych czasów: Buczka, Nowotki, Findera, Sawickiej,
Krasickiego. Były to jednak dopiero pierwsze kroki, okazją do prawdziwej akcji
stała się pierwsza rocznica śmierci.
Lektura obowiązkowa
Pospiesznie opracowano pierwszą broszurę o Świerczewskim, z masą błędów
faktograficznych i edytorskich (nawet w tytule!). Wydana w 20-tysięcznym
nakładzie książeczka została przez ministra oświaty z dniem 1 marca 1948 r.
polecona jako lektura „do szkół wszelkich typów oraz do świetlic”. Efemerydę
zastąpiła już w tym samym roku praca Janiny Broniewskiej „O człowieku, który się
kulom nie kłaniał”. „Ten literacki zarys życia Waltera – pisano w latach
osiemdziesiątych – spełnił fundamentalną, jak się wydaje, rolę w spopularyzowaniu
jego postaci w naszym społeczeństwie, zwłaszcza wśród młodego pokolenia”. Nic
dziwnego. Ta sprawnie napisana broszurka doczekała się między 1948 a 1987 r.
kilkunastu wydań, w łącznym nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Do początku lat
osiemdziesiątych była to również obowiązkowa lektura szkolna. Niezależnie od
innych kilkunastu książek i broszur o „generale Walterze” (z okazji 20 rocznicy
śmierci napisał takową również Andrzej Szczypiorski) ta właśnie odegrała w tworzeniu
legendy generała największą rolę, a określenie użyte w jej tytule stało się
jedną ze słownych ikon PRL, hasłem identyfikowanym zapewne przez większość
społeczeństwa.
Niezależnie od autora i chwili powstania danego opracowania ich wewnętrzny układ
był podobny. Zawsze podkreślano robotnicze pochodzenie Świerczewskiego, fakt że
„z głodem i chłodem zapoznał się już od najmłodszych lat”. Czytelnik dowiadywał
się dalej, że mimo niezwykłych zdolności nie miał Świerczewski możliwości
pobierania nauk, nie przeszkodziło mu to jednak w zdobyciu wysokiej pozycji: „Należał
więc do tej zdumiewającej kadry czerwonoarmistów, którzy z pastuchów, fornali i bezrobotnych
stawali się wybitnymi oficerami w ogniu wojny rewolucyjnej”. O ile pierwsze
dwadzieścia lat życia były zawsze przedstawione szczegółowo, to kolejne – do
wyjazdu do Hiszpanii – nadzwyczaj enigmatycznie. Co charakterystyczne, jeśli
jeszcze w latach czterdziestych i pięćdziesiątych wzmiankowano jego ochotniczy (choć
krótki) udział w walkach z Polakami w 1920 r., to od lat sześćdziesiątych
zauważano jedynie, że „w maju 1920 r. dowodził batalionem walczącym na Froncie
Zachodnim na ziemi białoruskiej”.
Najwięcej miejsca w każdej biografii zajmuje okres hiszpański (grudzień 1936 do
maja 1938), który stał się „pokarmem dla poetów”, osobnym „rozdziałem historii
komunizmu”. Od powrotu z Hiszpanii biografowie nagle przyspieszali narrację,
specjalnie nie zatrzymując na latach 1938–1943 – zapewne dlatego, że wielu
dowódców z Hiszpanii zostało zlikwidowanych przez Stalina, a Świerczewski wygrał
los na loterii, albowiem został tylko odstawiony na boczny tor. W jego
życiorysie zwraca się uwagę na rolę, jaką odegrał w Wojsku Polskim, zwłaszcza
w 2 Armii, która pod jego dowództwem forsowała Nysę i zdobywała Łużyce.
Pisząc o „pokarmie poetów” nie rzucano słów na wiatr. Już w 1948 r. ogłoszono
konkurs Domu Wojska Polskiego i Związku Zawodowego Literatów Polskich na poemat
– nie wiersz czy piosenkę – ale właśnie poemat o Świerczewskim. Pierwszą nagrodę
zdobył Władysław Broniewski „Opowieścią o życiu i śmierci Karola
Waltera-Świerczewskiego Robotnika i Generała”. Podobnie jak książeczka jego
byłej żony, tak słowa: „Nie o każdym śpiewają pieśń/lecz to imię opiewać będą/ono
potrafi się wznieść/ponad historię legendą”, utkwiły głęboko w świadomości
zbiorowej. Znalazły się chyba na większości pomników Świerczewskiego w Polsce.
„Żołnierz zwycięstwa”
Poezja i proza szybko okazały się jednak niewystarczającymi środkami budowania
legendy. 19 maja 1948 r. na zebraniu Podkomisji ds. Filmu Wydziału Oświaty i Kultury
KC PPR podkreślono konieczność nakręcenia filmu „na tle życia generała
Świerczewskiego”. Scenariusz oceniała nie byle jaka komisja: Bolesław Bierut
i Konstanty Rokossowski. Ocena wypadła źle, Rokossowski wręcz stwierdził: „Film
z takim scenariuszem nie może spełnić swego zadania w wychowaniu młodzieży i dlatego
robienie zdjęć jest bezcelowe. Całość scenariusza zła i błędna politycznie”.
Mniej bezwzględny był Bierut, ale i on nie skąpił krytyki i wytycznych. Jeśli
Rokossowski skupił się na brakach merytorycznych, to w uwagach Bieruta wyraźnie
widać obawy, że legenda Świerczewskiego przytłoczy jego własną: „Należałoby
usunąć w scenariuszu wszystkie te elementy akcji (...), w których postać
Świerczewskiego występuje jako kierownicza i decydująca wola – akcentuje często
postać generała bez powiązania z jakimkolwiek partyjnym ogniwem lub zespołem,
określającym ogólną linię postępowania dowódców i ich otoczenia. Widz w każdym
razie nie będzie dostrzegał wyraźnie tej „kierującej siły ideowej i organizacyjnej,
a szereg wydarzeń będzie przypisywał bądź geniuszowi i bohaterstwu jednostki,
bądź przypadkowi”.
Ostatecznie dwuczęściowy film Wandy Jakubowskiej „Żołnierz zwycięstwa” – w którym
skrupulatnie zrealizowano zalecenia Bieruta – wszedł na ekrany 8 maja 1953 r.
Nawiasem mówiąc nie był to jedyny film o gen. Walterze (podobno powstał również
film animowany). Na cześć generała skomponowano też siedem większych utworów
muzycznych (m.in. kantata Bronisława Kazimierza Przybylskiego do tekstu
wspomnianego poematu Broniewskiego), sławiło go ok. 150 dzieł plastycznych,
autorstwa m.in. Xawerego Dunikowskiego czy Alfonsa Karnego.
O ile legenda żołnierska gen. Waltera utrzymała się do końca PRL, to preferowany
początkowo mit ideowego komunisty zamarł w połowie lat pięćdziesiątych. Ostatnim
i najbardziej spektakularnym jego przejawem było nazwanie pseudonimem
Świerczewskiego drużyn harcerskich, kierowanych m.in. przez Jacka Kuronia.
Dłużej pielęgnowano jego legendę internacjonalisty, który na ziemi radzieckiej,
chińskiej i hiszpańskiej kultywował tradycje polskich demokratów i rewolucjonistów
walczących pod hasłem „Za wolność waszą i naszą”.
„Skrwawiony jego mundur”
W Polsce był patronem setek (jeśli nie tysięcy) szkół, ulic, placów, fabryk.
Przodowała Warszawa, która „była z nim zawsze jako tęsknota, miara i czyn życia”.
Trzeba przyznać, że miasto się odwdzięczyło Walterowi. Został patronem Wojskowej
Akademii Technicznej, Akademii Wychowania Fizycznego, Akademii Sztabu
Generalnego, kilku szkół. Użyczył nazwiska zarówno Fabryce Wyrobów Precyzyjnych
(dawny Gerlach), jak wytwórni słodyczy. Aleja Generała Karola Świerczewskiego
przecinała prawie całe miasto (oprócz tego na przedmieściu znalazła się jeszcze
uliczka Generała Waltera).
Śladem stolicy szedł kraj. W Poznaniu pomnik postawiono w 1948 r., wykorzystując
sporo zachowanych elementów statui pruskiego generała Nollendorfa (w 1975 r.
Walter doczekał się jeszcze jednego, znacznie bardziej reprezentacyjnego).
Niezwykle charakterystyczny był turystyczny aspekt legendy Świerczewskiego,
czemu sprzyjał fakt, że zginął w jednym z najpiękniejszych (i najmniej znanych)
miejsc w Polsce. Początkowo zaadaptowano międzywojenną tradycję marszy
rocznicowych (np. szlakiem I Kompanii Kadrowej), argumentując, że marsz jest to
„najłatwiejsza i najprostsza forma sportu”. W 1952 r. wyznaczono szlak
turystyczny, który co rok przemierzali uczestnicy Ogólnopolskiego Rajdu
Przyjaźni. W miejscu śmierci, pod górą Woronikówka, szybko przemianowaną na
Walter, wybudowano schronisko młodzieżowe, pole namiotowe, parkingi, kioski z pamiątkami,
pawilony gastronomiczne, postawiono pomnik. W Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
Świerczewskiemu poświęcono osobną gablotę. Jak pisano – „skrwawiony jego mundur,
w którym zginął, przechowywany jest jako najcenniejsza relikwia w Muzeum Wojska,
w sali zwycięstwa”.
Walterowskie śliwki
Jak skuteczny i trwały był mit Świerczewskiego, może świadczyć fakt, że ostał
się wszelkim koniunkturom i dotrwał do końca lat osiemdziesiątych. W przeprowadzonej
w 1987 r. ankiecie na najwybitniejszego Polaka uplasował się na dziewiątym
miejscu (ale na czwartym wśród żyjących w XX w.). Pożegnanie ze Świerczewskim
było znacznie trudniejsze niż z innymi bohaterami socjalizmu. Nieraz były to też
pożegnania połowiczne. Znak firmowy warszawskiej spółdzielni Walter produkującej
słodycze był zastrzeżony m.in. w USA i Kanadzie (gdzie podrabiano rzeczywiście
doskonałe „walterowskie” śliwki w czekoladzie) i nie można było ot tak sobie z niego
zrezygnować. Znaleziono więc wyjście kompromisowe: w 1992 r. do starej nazwy
dopasowano nowego patrona, generała AK Zygmunta Waltera-Janke.
W 1998 r. dziennikarz „Rzeczpospolitej” Maciej Rosalak przeanalizował, przy
jakich ulicach mieściło się wówczas w Polsce ok. 2000 urzędów gminnych i samorządowych.
Przodował Józef Piłsudski (123) i Tadeusz Kościuszko (119). O ile jednak tylko
siedem urzędów znajdowało się przy ulicach i placach związanych z Armią Krajową
– to jedenastu patronował nadal gen. Walter.
Zdarzało się, że na początku kultu Świerczewskiego portrety marszałka
Rydza-Śmigłego przerabiano na wizerunki generała Waltera. Z kolei po przełomie
1989 r. jego pomniki dostosowywano do – równie łysego – generała Władysława
Andersa. Tak zdarzyło się np. przed kilku laty w Koszalinie, gdzie przemiany
generałów dokonał ten sam rzeźbiarz Zygmunt Wujek. Ale przestrogą zarówno dla
badających dawne mity, jak i pragnących kreować nowe, niech będzie pomnik
Świerczewskiego w Poznaniu, ów przerobiony z niemieckiego generała. Stoi do dziś
(choć proponowano już kolejną przeróbkę – na gen. Sikorskiego). Rozbiórce
najbardziej przeciwstawiał się proboszcz pobliskiego kościoła, argumentujący, że
woli już Świerczewskiego niż pijaków na pustym placyku.
Zrodlo:
polityka.onet.pl