POŁOWA BYŁYCH GÓRNIKÓW BEZ PRACY

Bieda-Śląsk

Mieszkańcy drugiego ośrodka gospodarczego Polski ratują się nielegalnym wydobyciem węgla.

ARIELLE THEDREL, BERNARD OSSER Le Figaro
 
Od dobrych dwóch godzin na porosłym chwastami chodniku ulicy Cmentarnej Piotr czeka na ładunek śląskiego "czarnego złota", czyli węgla kamiennego. Ma 23 lata i smutny uśmiech, który nie jest w stanie rozjaśnić jego twarzy, przedwcześnie postarzałej od biedy i alkoholu. Na tym przedmieściu Zabrza, zbudowanym przed I wojną światową, kiedy Śląsk należał do Niemiec, wódka leje się strumieniami. Małe ceglane domki, które poczernił czas, stoją wokół podwórek z rzędami wychodków. Ponad połowa mieszkańców Zandki to bezrobotni. Dawniej wszyscy pracowali w pobliskiej koksowni. Po zamknięciu zakładu przed 4 laty pozostawiona swojemu losowi dzielnica pogrążyła się w nędzy.

- W małym lasku, na pobliskim wzniesieniu - opowiada Piotr - zapadła się pod ziemię huśtawka. Powodem było obsunięcie się gruntu. Zobaczyliśmy, że tam jest węgiel. Czysty antracyt. Wtedy zaczęliśmy kopać.

Pięć szybów, głębokich na 4 metry, dawało codziennie 350 kg węgla. - Sprzedawał się jak ciepłe bułki - wspomina Piotr. - I to się opłacało. Oczywiście, wszystko było zabronione. Policja regularnie wypisywała mi mandaty, a ja natychmiast je darłem. Przygoda zakończyła się tragicznie. Teren znów się obsunął. - Dwóch ludzi zginęło - ciągnie Piotr. - Trzeci zapłacił paraliżem nóg. Zarządzeniem wojewody szyby dzielnicy Zandka zostały zalane wodą i wszyscy poszukiwacze rozeszli się do domów.

W Wałbrzychu, niedaleko granicy czeskiej, codziennie 200 osób rzuca wyzwanie straży miejskiej, kopiąc na prywatnym terenie, kilkaset metrów od ratusza. - W większości są to bezrobotni dawni górnicy - mówi jedna z miejscowych dziennikarek. - Zorganizowali się w brygady i mają stare niemieckie mapy geologiczne. W okolicy Wałbrzycha ostatnią kopalnię zamknięto w 1998 roku, a wskaźnik bezrobocia jest bliski 34 proc. Wobec biedaszybów władze są bezradne. Trudno je policzyć, ponieważ w zasadzie są nielegalne. - To dowodzi, że restrukturyzacja przemysłu górniczego stanowi problem - zauważył pewien lewicowy poseł, który wolał powstrzymać się od dalszych komentarzy.

W 1990 roku było w Polsce 403 tys. górników, dziś zostały już tylko 143 tysiące. Mimo korzystnych odpraw, wielu z nich nie potrafiło znaleźć sobie innego zajęcia. Co drugi były górnik pozostał bez pracy. - Ale w 2001 r. po raz pierwszy przemysł węglowy nie był deficytowy - podkreśla Adam Warzecha.

A przecież Śląsk nie ma w sobie nic z "czarnej dziury". Jako drugi przemysłowy i naukowy ośrodek kraju, stał się też drugim, po Warszawie, regionem przyciągającym do Polski zagranicznych inwestorów. Fiat, Metro, BP Amoco, francuskie firmy: Saint-Gobain, Alsthom czy Danone postawiły na Śląsk. Nowoczesne technologie i usługi stopniowo zaczynają wypierać przemysł ciężki.

W tej atmosferze przemian wielu ludzi, takich jak Piotr, szuka swego miejsca. W ciągu 3 lat, mimo widocznego dynamicznego rozwoju, wskaźnik bezrobocia na Śląsku podwoił się do 14 proc. w 2001 roku. Piotr, choć stolarz z wykształcenia, także jest bezrobotny. Zrezygnował z biedaszybów. Żeby przeżyć, wraz z bratem zorganizował pokątny handel węglem, odzyskiwanym z opuszczonych hałd, ciągnących się wzdłuż torów kolejowych.

W dzielnicy Zandka ulica Cmentarna jest przeraźliwie pusta. Handlarz złomem przechodzi, ciągnąc wózek z puszkami po piwie. Gospodyni powolnymi ruchami myje okno. Dziedzictwo przeszłości: odpady z eksploatacji kopalń wraz z kwaśnymi deszczami i zanieczyszczeniem atmosfery, uczyniły ze Śląska najbrudniejszy region Polski. Zapada zimna i wilgotna noc. Piotr się oddala. Ładunek "czarnego złota" dziś już nie nadejdzie.

© Le Figaro

Zrodlo: Onet.pl Tygodnik Forum