Dzień, w którym złamano naród

 

To były wybory bez wyboru: 55 lat temu komuniści formalnie przejęli władzę w Polsce


Prawdziwych wyników wyborów z 19 stycznia 1947 roku nie poznamy najprawdopodobniej nigdy, po prostu ich nie było. Część protokołów sfałszowano wcześniej, a większość sterroryzowanych wyborców zmuszono do zbiorowego i jawnego oddawania głosów na listę komunistów. Takie "wybory" przyczyniły się nie tylko do zniszczenia zorganizowanej opozycji antykomunistycznej, ale wpłynęły także na załamanie społecznego oporu.

Oddając Polskę Stalinowi, zwycięskie w II wojnie światowej mocarstwa postanowiły w Jałcie (luty 1945), że w kraju w "możliwie najbliższej przyszłości" powinny odbyć się "wolne, nieskrępowane, powszechne i tajne wybory". Prawo udziału w nich posiadać miały "wszystkie [partie] demokratyczne i antynazistowskie". Postanowienie to nigdy nie doczekało się pełnej realizacji. Polscy komuniści przez blisko dwa lata odwlekali termin wyborów. Niewątpliwie skłaniała ich do tego świadomość własnej słabości oraz doświadczenia ich węgierskich kolegów, którzy w wolnych wyborach z listopada 1945 ponieśli sromotną klęskę - i tylko nacisk Sowietów umożliwił im współtworzenie rządu. Nawet w Czechosłowacji, słynnej z prokomunistycznych sympatii, tamtejsza partia komunistyczna nie była w stanie w maju 1946 zdobyć większości. A przecież w Polsce opór przeciw "nowej rzeczywistości" był najsilniejszy.

Pretekstem do przesuwania terminu najpierw była niestabilna sytuacja polityczna, potem kwestia utworzenia jednego bloku wszystkich partii. Opozycyjne wobec komunistów Polskie Stronnictwo Ludowe nie zaakceptowało tej propozycji. W tej sytuacji Polska Partia Robotnicza, po wielotygodniowych przetargach, przeforsowała ideę referendum (czerwiec 1946). Stało się ono nie tylko pretekstem do kolejnego opóźnienia, lecz także próbą generalną przed wyborami. Referendum pokazało, że komuniści faktycznie nie mają szans w wolnym głosowaniu, a sfałszowanie jego wyników wymagało dużego wysiłku (sięgnięto po pomoc ,,specjalistów" z KGB) - i nie powiodło się w pełni. Nieskuteczna okazała się kampania propagandowa. Lekcję referendum komuniści odrobili więc dokładnie, niemal perfekcyjnie przygotowując swoje zwycięstwo w wyborach do Sejmu Ustawodawczego.

Rozpisanie wyborów ogłoszono po uchwaleniu we wrześniu 1946 ordynacji wyborczej. Naprzeciw siebie stanęły: "Blok Stronnictw Demokratycznych i Związków Zawodowych", dysponujący aparatem państwowym i strukturami represji oraz Polskie Stronnictwo Ludowe, silne poparciem społecznym. Pozostałe listy nie miały znaczenia, komuniści wykorzystywali je do lokalnych manipulacji.

 

Rok 1991: demontaż pomnika "Obrońców władzy ludowej" w Warszawie.

Kampania nienawiści

Kampania propagandowa przed wyborami miała brutalny przebieg. Polskie Stronnictwo Ludowe oskarżano o związki z "reakcyjnym podziemiem", zaprzedanie Zachodowi, sugerowano zdradę interesów narodu. Szczególny rozgłos nadano aresztowaniu płk. Wacława Lipińskiego, w którego fajce odnaleziono list Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Demokratycznych Polski Podziemnej, wzywający Stanisława Mikołajczyka (przewodniczącego PSL) do ogłoszenia bojkotu wyborów.

PSL miało niewielką możliwość odparcia tych ataków. Dysponowało jedynie cenzurowaną "Gazetą Ludową", której redaktor naczelny Zygmunt Augustyński został aresztowany. Niewielkie znaczenie miały niskonakładowe tygodniki. Ograniczone były możliwości druku ulotek i plakatów. Mikołajczykowi zezwolono na wygłoszenie jedynie dwóch przemówień radiowych, poddanych kontroli i pozbawionych wszelkich antykomunistycznych akcentów.

W tej sytuacji dużą rolę odegrała "propaganda szeptana", w dużej mierze spontaniczna. Szczególną popularnością cieszyły się wierszyki typu "Chcesz mieć brud, głód i wszy - głosuj na listę trzy" (numer ,,Bloku"), albo "Chcesz jeść masło i szynkę - głosuj na jedynkę [numer listy PSL w niektórych okręgach]". Mimo że społeczeństwo spodziewało się sfałszowania wyborów, pocieszano się, że Anglia i USA nie uznają ich wyniku. Jak zwykle ratunkiem bywał też humor. Jednak Polacy, opowiadający sobie popularny dowcip o wykradzeniu z KC wyników przyszłorocznych wyborów nie zdawali sobie chyba sprawy, jak bliscy byli prawdy...

Aktywnym rozpuszczaniem pogłosek zajmowały się także władze. W myśl instrukcji Generalnego Komisarza Wyborczego kolportowano plotki o rzekomych represjach, które mają spotkać osoby, które zbojkotują wybory lub nie będą głosować na listę komunistów (,,Blok"). W powszechnej atmosferze zastraszenia, trafiały one na podatny grunt. Powtarzano więc wieści o planowanych wywózkach "nieprawomyślnych" na Syberię, o pozbawianiu pracy i mieszkań, aresztowaniu czy nawet rozstrzeliwaniu takich osób. A tuż przed 19 stycznia 1947 r. rozpuszczono pogłoskę o rzekomej ucieczce Mikołajczyka z kraju.

Sztuka wygrywania

Kampania propagandowa była tylko przygrywką do zasadniczej rozprawy, dokonanej metodami administracyjnymi oraz rękami aparatu represji. Szykany wobec PSL rozpoczęły się już w chwili rejestracji list. O ile "Blok" w całym kraju miał ten sam numer listy ("3"), to PSL przyznawano różne numery w różnych okręgach. Starano się także uniemożliwić rejestrację list Stronnictwa poprzez konfiskaty i aresztowania. Złożone w komisjach listy unieważniano, wykorzystując nacisk na osoby popierające: zmuszano je do wycofania podpisów. W ten sposób 22 proc. Polaków pozbawiono możliwości głosowania na jedyną partię opozycyjną.

Ponieważ sposób obliczania głosów oparto o dość skomplikowaną metodę d'Hondta, zawczasu przygotowano "ściągawkę" dla członków komisji wyborczych. Umożliwiała ona sprawne rozdzielenie liczby oddanych głosów na poszczególne listy, tak by osiągnąć zamierzoną liczbę mandatów dla poszczególnych ugrupowań. Oprócz metod "matematycznych" przewidywano także fałszerstwa przez dorzucanie kartek z liczbą "3", podmianę urn lub wykorzystanie spreparowanych wcześniej protokołów poszczególnych komisji.

Ogromną rolę odegrały metody nacisku bezpośredniego na wyborców. Prowadziły go przede wszystkim partyjne "trójki" propagandowe. Agitację prowadzono wszędzie: na ulicy, w zakładach pracy i w domach prywatnych. Wyborców zmuszano do podpisywania zobowiązań do głosowania jawnego i manifestacyjnego. Przygotowywano zbiorowe głosowanie pracowników fabryk, instytucji czy mieszkańców poszczególnych domów. Na wsi ogromną rolę odegrały wojskowe ,,Grupy Ochronno-Propagandowe": prowadziły one agitację indywidualną i zbiorową, organizując dziesiątki tysięcy wieców. Wywierały one samą swoją obecnością nacisk na mieszkańców wsi.

Znacznie ograniczona była kampania propagandowa z wykorzystaniem ulotek, plakatów itp. Spowodowane to było doświadczeniem referendum, kiedy zmasowana akcja z wykorzystaniem dziesiątków milionów druków wywołała negatywne reakcje społeczne. Tym razem zdecydowano się przede wszystkim na wydrukowanie kilku milionów zeszytów, rozdawanych bezpłatnie uczniom - opatrzono je hasłami "Bloku".

"Zabezpieczanie" wyborów

Szeroką akcję "zabezpieczania" wyborów podjęły struktury Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) oraz wojsko. Ubecy zadbali nawet o "właściwy" skład komisji wyborczych: ponad połowa z nich składała się wyłącznie z członków PPR! Jednocześnie około 47 proc. osób wchodzących w skład komisji stanowili agenci Urzędu Bezpieczeństwa. Zastraszano także i werbowano mężów zaufania PSL. Na każdy obwód wyborczy założono ,,teczkę obiektową", w której gromadzono dane o nastrojach społecznych, składzie komisji, zgłoszonych listach itd. Na bieżąco monitorowano stan "zagrożenia" danego obwodu, reagując w razie potrzeby.

Komunistyczny aparat bezpieczeństwa dostarczył też dane, które posłużyły do pozbawienia praw wyborczych blisko pół miliona ludzi. Były to osoby podejrzewane o wszelkie formy sprzeciwu wobec władz - uprawianie "szeptanej propagandy", bojkot dostaw obowiązkowych, udział w strajkach, głosowanie "nie" podczas referendum itd.

Nasilono represje wymierzone w PSL. W toku kampanii wyborczej rozwiązano kilkadziesiąt zarządów powiatowych tej partii, aresztowano 162 kandydatów na posłów, 1962 działaczy terenowych oraz kilkanaście tysięcy sympatyków. Kolejnych kilkadziesiąt tysięcy osób dotknęły krótkotrwałe zatrzymania. Obrazu dopełnia kilkaset rewizji - i zamordowanie przez "nieznanych sprawców" 118 działaczy opozycji. Znacznie nasilono także werbunek agentury celem dezintegracji stronnictwa i kontroli nad jego poczynaniami.

Obok ,,Grup Ochronno-Propagandowych", wojsko odegrało istotną rolę w kontrolowaniu lokali wyborczych i siedzib komisji. Ogółem do działań tych zaangażowano sto tysięcy osób - obok żołnierzy byli to funkcjonariusze MO i UB oraz członkowie Ochotniczej Rezerwy MO (ORMO). Kolejnych kilkanaście tysięcy stanowiło oddziały rezerwowe.

Władze obawiały się masowych protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów, zwłaszcza w obwodach, gdzie unieważniono listy PSL. W związku z tym na początku stycznia Państwowa Komisja Bezpieczeństwa wydała "Wytyczne w sprawie tłumienia i likwidacji demonstracji ulicznych, marszów chłopskich i strajków".

Była to pierwsza w dziejach ,,Polski Ludowej" instrukcja zachowania się sił represji w warunkach walk ulicznych. Przewidywała użycie takich środków jak oddziały kawalerii, samochody strażackie z sikawkami, ciężarówki z megafonami czy ślepa amunicja. Szczególnie polecano, jako "skuteczne w rozpraszaniu tłumów - zwłaszcza w porze zimowej", oblewanie tłumu wodą. Precyzowano taktykę użycia sił i środków, sposób organizacji jednostek używanych do rozpraszania itp. Dużą uwagę poświęcono kwestii użycia broni, co miało nastąpić w ostateczności. Był to efekt doświadczeń z maja 1946, kiedy w wyniku masowego użycia broni palnej organa komunistyczne raniły lub zabiły kilkadziesiąt osób, wywołując dalsze protesty.
 


"Niech żyje Mikołajczyk!"

Praktyczne zastosowanie "Wytycznych" miało miejsce w Lublinie. Był to jedyny większy ośrodek akademicki, w którym nie doszło do demonstracji i strajków studenckich w maju 1946 - i swoista "rehabilitacja" lubelskiej młodzieży nastąpiła tuż przed wyborami do Sejmu.

14 stycznia 1947 r. w sali jednego z lubelskich kin zorganizowano wiec uczniów miejscowych szkół. Gdy referent zaczął zachwalać zdobycze ,,Polski Ludowej" w postaci Ziem Odzyskanych, odpowiedziało mu skandowanie "Lwów, Wilno!". Padały również okrzyki na cześć Mikołajczyka. Po wiecu uczniowie zgodnie z programem przemaszerowali przez miasto. Odwrócili jednak transparenty z hasłami ,,Bloku" i namalowali na nich czwórki, numer miejscowej listy PSL. Wtedy nastąpiła interwencja UB, kilkunastu młodych ludzi zatrzymano.

Następnego dnia transmitowano radiowe przemówienie Mikołajczyka przez megafony umieszczone na placu Litewskim, w centrum miasta. Błyskawicznie zebrał się kilkutysięczny tłum, złożony z uczniów i studentów. Wznoszono okrzyki "Niech żyje Mikołajczyk!", "Precz z terrorem". Ubecy rozproszyli demonstrantów przy pomocy sikawek strażackich, strzelali też w powietrze. Wieczorem w gmachu uniwersytetu (UMCS) miał miejsce przedwyborczy wiec studencki. Na uczelnię przybyła grupa oficerów wojska i ubecy, z których kilku wpuszczono do auli. Jeden z oficerów wygłosił przemówienie, ostro atakujące PSL. W odpowiedzi studenci zaczęli tupać, powstało zamieszanie. Po wiecu nastąpiły aresztowania. W rezultacie młodzież proklamowała strajk.

16 stycznia rano pojawiły się pikiety strajkowe i ulotki wzywające do protestu. Na UMCS rektor zawiesił zajęcia. Młodzież kilkakrotnie usiłowała zawiązać demonstrację, natychmiast jednak pojawiały się "brygady robotnicze", złożone głównie z funkcjonariuszy UB w cywilu. Do manifestacji doszło dopiero o godzinie 17; ubecy znowu użyli broni i sikawek. Zastosowali także tzw. "metodę wychowawczą", polegającą na wywożeniu młodzieży 20-30 km za miasto, skąd musiała wracać piechotą. Przez pomyłkę wywieziono także grupę własnych aktywistów, którzy nie zrażeni wracali do Lublina z okrzykami "Niech żyje Wiesław [Gomułka]". Wieczorem do miasta przybyła celem opanowania sytuacji grupa delegatów KC PPR, CKW PPS i ministerstwa oświaty; w jej skład wchodził także szef MO gen. Jóźwiak. Jedną z pierwszych decyzji było "odwieszenie" zajęć na uczelniach. Zobowiązano także dyrektorów szkół do wystosowania do uczniów nieobecnych (absencja sięgała 80 proc.) pisemnych wezwań do podjęcia nauki.

Mimo to 17 stycznia strajk kontynuowało 90 proc. studentów KUL i UMCS oraz większość uczniów szkół średnich. Cieszyli się oni poparciem niektórych wykładowców i nauczycieli. Młodzież zebrała się w katedrze, śpiewając pieśni kościelne i patriotyczne. Po wyjściu ze świątyni zostali rozproszeni przez MO. Po kilku godzinach dwa tysiące osób zebrało się w Ogrodzie Saskim, wznosząc okrzyki "Niech żyje Mikołajczyk", "Precz z PPR", "Precz z rządem". Po rozproszeniu przez wojsko, UB i ORMO ponownie doszło do manifestacji w centrum. Obok broni palnej i sikawek tego dnia użyto nowego środka walki: ormowcy wyposażeni byli w drewniane pałki. Wydarzenie to zapoczątkowało ,,karierę" tego oręża, która trwała aż do schyłku PRL.

18 stycznia nie doszło już do żadnych demonstracji, trwał jednak strajk młodzieży. Władze zorganizowały za to własny wiec - z żądaniem "demokratyzacji szkół" i ,,oczyszczenia" uczelni z "reakcji" i "synków magnatów". 20 stycznia, wobec ogłoszenia wstępnych wyników wyborów, strajk przerwano. A na protestujących spadły represje. Ponad tysiąc uczniów stanęło przed komisjami dyscyplinarnymi. Z setek zatrzymanych aresztowano 152 osoby, z których 26 zmuszono do podpisania współpracy z UB.

O lipie, co w styczniu zakwitła

Odosobniony protest lubelski i nieliczne akcje antykomunistycznego podziemia nie były w stanie wpłynąć na przebieg wyborów. W całej Polsce setki tysięcy ludzi, wbrew swoim przekonaniom, maszerowały z transparentami popierającymi ,,Blok" do lokali wyborczych. Na miejscu z wyraźnie widoczną na karcie "trójką" podchodzili od razu do urny. Niektórzy próbowali w ostatniej chwili podmienić kartki - tak aby nie narażając się władzy, zagłosować na PSL. Tylko najodważniejsi żądali prawa do dokonania wyboru za kotarą i z użyciem koperty. Nazwiska tych śmiałków skrzętnie odnotowywali funkcjonariusze UB.

Ogłoszone oficjalnie wyniki wyborów przyniosły miażdżącą przewagę partiom ,,Bloku". Miały one rzekomo zdobyć ponad 80 proc. głosów, a PSL 10,3 proc. Oczywiście w podane wyniki mało kto wierzył. Popularne powiedzenie głosiło, że w Polsce miał miejsce cud: w styczniu zakwitła lipa...

Ale ani udokumentowane protesty PSL, ani wiara wielu Polaków w interwencję mocarstw zachodnich na niewiele się zdały. Nikt ani nic nie było już w stanie zatrzymać nieuchronnej sowietyzacji Polski.

Wybory styczniowe w 1947 r. miały ogromne znaczenie nie tylko dla formalnego przejęcia pełni władzy w Polsce przez komunistów. Były one także wstępem do ostatecznej rozprawy z legalną opozycją oraz podziemiem politycznym i zbrojnym. Prócz tego kluczowe okazały się skutki psychospołeczne: wybory nie tylko pozbawiły Polaków nadziei na rychłą zmianę istniejącej sytuacji. Sposób ich przeprowadzenia wciągnął ogół społeczeństwa do współudziału w systemie władzy - przez wymuszone deklaracje, manifestacyjne głosowanie, udział w "spontanicznym" świętowaniu zwycięstwa.

Te "wybory" rozbiły jedność oporu Polaków, wprowadzając podejrzliwość i brak zaufania. Styczeń 1947 roku zapoczątkował proces przyspieszonej atomizacji społeczeństwa, będącej wstępem do jego totalnego sterroryzowania, co nastąpiło w kolejnych latach.

Dr Łukasz Kamiński jest adiunktem w Instytucie Historii Uniwersytetu Wrocławskiego. Jest również kierownikiem referatu badań naukowych w Biurze Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu i redaktorem "Studiów i materiałów z dziejów opozycji i oporu społecznego". Ostatnio wydał: "Strajki robotnicze w Polsce 1945-1948" (1999) i "Polacy wobec nowej rzeczywistości 1944-1948" (2000).
 

Zrodlo: Onet.pl Tygodnik Powszechny