Gdzie jest Śląsk |
|
Małej ojczyzny potrzebuje każdy |
|
|
W „Polityce” w wakacyjnym półprzewodniku czytam: „Śląsk to także Częstochowa z Jasną Górą na północy (...) pośrodku zaś (...) kraina z własną pustynią (Błędowską)”. W tekście artykułu mówi się też o Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu, który „rozsławił przed wojną Jan Kiepura, a po wojnie Edward Gierek”. W „Gazecie Wyborczej” z 4 sierpnia czytam: „Znów tysiące Ślązaków przybyło wczoraj na pogrzeb Edwarda Gierka”. Wszystkie te fragmenty utrwalają, niestety, powszechną w naszym kraju niewiedzę geograficzno-historyczną o Śląsku i Ślązakach |
|
|
|
Zacznijmy od szczegółu personalnego:
urodzony w 1913 r. w Porąbce, dziś należącej administracyjnie do Sosnowca,
Edward Gierek nie był Ślązakiem, jak sądzi większość, lecz Zagłębiakiem. Nie
negując udziału Ślązaków w jego pogrzebie, śmiem twierdzić, że żegnały go jednak
raczej tysiące Zagłębiaków.
Bo też Sosnowiec z Porąbką i Zagórzem (gdzie pochowano zmarłego), Czeladź,
Dąbrowa Górnicza, Będzin, a także Zawiercie i Częstochowa dopiero od 1945 r.
weszły w skład województwa śląsko-dąbrowskiego, potem katowickiego, a dziś
śląskiego, ale nie są historycznym Śląskiem! Do 1939 r. należały do województwa
kieleckiego, kiedy zaś przez 123 lata (1795–1918) Polski nie było na mapie
Europy, stanowiły część zaboru rosyjskiego. Olkusz i jego okolice z Pustynią
Błędowską z kolei weszły do województwa katowickiego dopiero w 1975 r.
O rejonach wszystkich zaś tych miejscowości trzeba z naciskiem powiedzieć, że
etnicznie i językowo należą do Małopolski (Ślązak z Katowic i Zagłębiak z Sosnowca,
choć trudno dziś określić, gdzie kończy się jedno z tych miast, a zaczyna drugie,
to doprawdy dwa światy językowe, różniące się głównie intonacją, melodyką mowy,
a i szczegółami leksykalno-gramatycznymi).
Dopowiedzmy teraz, że do tejże Małopolski należały do XIII wieku ziemie
dzisiejszego Górnego Śląska, które dopiero wtedy książę raciborski odkupił od
księcia małopolskiego i do Śląska najrdzenniejszego przyłączył – tego z historyczną
stolicą Wrocławiem oraz Opolem, Legnicą, Jaworem, Świdnicą, Bolesławcem,
Zgorzelcem.
Kościół – instytucja wyjątkowo do tradycji przywiązana – ten historyczny stan
utrzymywał aż do roku... 1821. Biskupstwo wrocławskie ciągle należało do
metropolii gnieźnieńskiej, a takie śląskie w dzisiejszym odczuciu miejscowości
jak Chorzów, Bytom, Piekary, Tarnowskie Góry czy Bogucice (dziś część Katowic;
jeszcze stosunkowo niedawno to maleńkie Katowice były częścią starej parafii
boguckiej) nadal podlegały biskupstwu krakowskiemu.
Dopiero w tymże 1821 r. Wrocław oderwano od Gniezna, podporządkowując go
bezpośrednio Rzymowi, a częścią biskupstwa wrocławskiego stały się także parafie
górnośląskie (to dlatego na przykład biskup Nankier, postać XIV-wieczna, rodem
z Kamienia – dziś części Piekar Śląskich, czy Grzegorz Gerwazy Gorczycki, wielki
kompozytor przełomu XVII i XVIII wieku, rodem z Rozbarku – dziś części Bytomia,
poszli na studia teologiczne do swej diecezjalnej stolicy – Krakowa, a dopiero
Norbert Bończyk z Miechowic, też dziś części Bytomia, czy Konstanty Damrot z Lublińca
– wielcy XIX-wieczni budziciele polskiej świadomości narodowej na Śląsku – do
Wrocławia).
Jak wiadomo w XIV wieku Kazimierz Wielki odstąpił Śląsk Czechom. Od 1526 r.
znalazł się on pod panowaniem Habsburgów, a po wojnach prusko-austriackich w latach
40. XVIII stulecia – pod panowaniem Prus (bez Śląska Cieszyńskiego, który był
nadal austriacki).
Po I wojnie światowej, plebiscycie i
trzech powstaniach, do Polski wróciła południowo-zachodnia część Górnego Śląska
(z Cieszynem, Mikołowem, Katowicami, Chorzowem, Tarnowskimi Górami, Lublińcem).
Po 1945 r. w granicach Polski znalazł się właściwie cały Śląsk – już także z Bytomiem,
Zabrzem, Gliwicami, Koźlem, Opolem, Kluczborkiem, Olesnem, Oleśnicą, Trzebnicą,
Brzegiem, Oławą, Wrocławiem, Świdnicą, Legnicą, Bolesławcem, Zgorzelcem.
Możemy dzisiaj bez żadnych ograniczeń cenzorskich i bez patetycznych sloganów
typu byliśmy – jesteśmy – będziemy mówić otwarcie o polsko-czesko-niemieckiej
wielokulturowości tej pięknej ziemi – tak jak oczywiste są wpływy językowe –
niemieckie i czeskie – na polszczyznę śląską.
Ale też podkreślmy z naciskiem, że polszczyzna śląska przetrwała na Górnym
Śląsku z Opolszczyzną w stanie nienaruszonym.
Do 1945 r. słyszało się też ją ciągle we Wrocławiu, w Sycowie, Oleśnicy czy
Miliczu, ale niewątpliwa była już tutaj zdecydowana przewaga etnicznego i językowego
żywiołu niemieckiego.
Przybyli w 1945 r. na Śląsk ludzie z różnych stron Polski dołączyli w Opolu,
Koźlu, Katowicach czy Chorzowie do polskiego-śląskiego substratu językowego. We
Wrocławiu, w Wałbrzychu, w Jeleniej Górze, w Lubaniu czy w Legnicy natomiast,
gdzie przez pierwsze lata stykali się z Niemcami i ich językiem – do czasu
wysiedlenia tych ostatnich, stworzyli owi ludzie zewsząd ponadregionalną,
standardową polszczyznę – bez jakichkolwiek naleciałości regionalnych.
I to jest ów etniczno-językowy paradoks: w historycznie najstarszej części
Śląska nikt dziś nie mówi śląską gwarą, słychać ją natomiast, i to bardzo
wyraźnie, w części młodszej.
Dobrze, że coraz częściej – chociażby w radiowych i telewizyjnych prognozach
pogody – mówi się o całym Śląsku – tak jak pozytywny wydźwięk integracyjny miał
plebiscyt na największe postacie Śląska i Zagłębia XX wieku, zorganizowany
w 2000 r. przez „Gazetę Wyborczą” w Katowicach. Ale już mniej fortunne było
według mnie nazwanie Katowic i okolic województwem śląskim, a Wrocławia i okolic
– województwem dolnośląskim. Skoro Opolszczyzna stała się samodzielnym
województwem, należało się zdecydować na sprawiedliwsze, bo równorzędne
określenia: województwo górnośląskie i województwo dolnośląskie.
Lecz nawet gdyby na to się zdecydowano, i tak długo jeszcze będę niemal każdego
dnia w historycznej stolicy Śląska, czyli we Wrocławiu, słuchał – historycznie
i geograficznie paradoksalnych – wynurzeń typu: Wiesz, jutro muszę jechać na
Śląsk. – A konkretnie? – pytam. – No, do Katowic (ale także do Sosnowca, do
Czeladzi, do Dąbrowy Górniczej – i tu paradoks zamienia się w paranoję).
– A gdzie jesteś w tej chwili? – drążę. Ale dopiero od pokolenia mojego syna, we
Wrocławiu urodzonego, słyszę odpowiedź: też na Śląsku!
Bo oni, rówieśnicy mego syna, choć mówią tylko polszczyzną literacką, chyba
jednak kategorię Dolnoślązaka już stworzą. Bo małej ojczyzny potrzebuje każdy.
Bo mała ojczyzna uczy miłości do ojczyzny większej – Polski i tej jeszcze
większej – Ziemi.